|
Pierwsze wiadomości na temat słowackiego party otrzymałem na początku 1997 roku. Po kilku miesiącach miałem podstawowe,
a co ważniejsze, pewne informacje na ten temat. Na początku wydawało mi się, że nie pojadę. Po pierwsze trochę daleko,
po drugie kłopoty językowe. Próbowałem namówić naszych scenowców, aby również tam pojechali, ale jakoś nikt się
nie deklarował. Gdy znalazło się kilku chętnych, okazało się, że nie mają paszportu. Cóż, wydawało mi się,
że pojadę tam tylko z Dhorem/MEC, ale niestety coś mu wypadło w ostatniej chwili i stanąłem przed poważnym dylematem:
jechać jako jedyny z Polski? Jako, że do odważnych świat należy, pojechałem.
W czwartek wieczorem, 6 sierpnia pojechałem do Poznania, aby stamtąd dotrzeć pociągiem do Cieszyna. Jako, że nigdy nie
zdarzyło mi się przebywać w tych rejonach, postanowiłem się tam nieco rozejrzeć. Podreptałem sobie nieco po polskiej
i czeskiej części miasta, by popołudniu ruszyć autostopem na Słowację. Okazało się to jednak nie takie proste.
Widać w Czechach nie ma tradycji takiego podróżowania. Szkoda. W końcu dotarłem do przejścia granicznego.
Byłem jedynym pieszym. Poza mną same TIRy. Celnik nieco się zdziwił moją osobą, ale nic poza tym. Obejrzał paszport
i puścił dalej. Szedłem między ciężarówkami szukając celników słowackich, szedłem, szedłem... W pewnym momencie
uświadomiłem sobie, że zaczynają się już normalne domy! Gdzie ja jestem? Szybkie spojrzenie na numery samochodu
stojącego na najbliższym podwórku. Jak byk napis literki CZ. A więc nadal Czechy. Niestety, sąsiad miał pojazd
z literkami SK. Ups, coś tu jest nie tak. Idę jednak dalej. Po mniej więcej 3-4 kilometrach (!) znalazłem słowacki
terminal. Celnik był znacznie bardziej rozmowny. Popatrzył, nadziwić się nie mógł. Pieszy? Pyta dokąd jadę.
Gdy powiedziałem, że na zlot komputerowy, popatrzył z niedowierzaniem na mój plecak. Mówię więc, że nie mam kompa.
Zapytał jeszcze, czy zamierzam tam iść pieszo, ale najwyraźniej zrozumiał co to autostop, bo życzył mi przyjemnego pobytu.
Ok. Po jakimś czasie udało mi się dotrzeć do większej mieściny. Jest autobus. Zaraz się przekonam jak to jest
z tą mityczną, wszechobecną taniochą. Mam do przejechania jakieś 10km. Daję 100 koron. Dostałem z powrotem 95.
Myślę sobie, czyżbym zapłacił 5zł??? Zaraz, przecież to 50gr!!! W tym momencie morda mi się roześmiała! Slovensko rules!
Potem przesiadłem się w pociąg. Ceny niższe niż u nas, mimo, że nie miałem żadnej zniżki. Potem znów autobus
i w końcu Prievidza. Szybki telefon do Elvisa, aby mnie odebrał z dworca autobusowego, jestem przy automatach.
Cóż, powinienem był dodać telefonicznych, bo Peter szukał mnie przy grach telewizyjnych. W końcu udało się. Jest!
Biorąc pod uwagę, że dotarłem dzień przed zlotem, najbliższą nockę spędziłem u Elvisa w domu. Ciekawie mi się
rozmawiało zwłaszcza z jego mamą, był to łamaniec słowacko-rosyjsko-polski. Z anglikiem daliśmy sobie dość szybko spokój,
biorąc pod uwagę moje umiejętności :) Następnego dnia poznałem resztę członków Atari Clubu Prievidza: Ls. D.,
Foxa Muldera i innych. Pojechaliśmy na lotnisko miejscowego aeroklubu, gdzie wynajęta była sala. Stopniowo pojawiali się
kolejni partyzanci. Ze znanych u nas osób wymienić należy brygadę GMG w składzie Globe, Marco, Goldmaster, Pedro,
a także ekipę Satantronic, czyli -XI- i Dodo. Oczywiście poza Słowakami było też kilku Czechów, m. in. Flop - redaktor
zina, którego ostatni numer jaki posiadam nosi numer 39! Łącznie dotarło wg moich wyliczeń 26 osób. Nie było to wiele,
ale chyba więcej niż się organizatorzy spodziewali. Niestety, nie rozegrano żadnych kompotów, no może z wyjątkiem
Dynakillers compo, w którym nagrodą było chyba 70Sk, 30Ck i 1PLN! Dlaczego? Każdy chętny wrzucał do puli 10 koron
(ja zetkę) i mógł grać. Udało mi się dojść do ćwierćfinału lub jak kto woli, pokonać tylko jednego uczestnika,
Elvisa zresztą. Oto jak wygląda polska wdzięczność, he, he. Okazało się, że nagrodą także była możliwość kąpieli
w ubraniu w basenie. Jak dobrze, że nie wygrałem... Zwyciężcą okazał się Goldmaster/GMG, którego zresztą krótko
po tym namówiłem na udostępnienie mi muzyczki do Scene Registera. Wieczorem część z nas udała się na pobliski zamek,
gdzie wzięliśmy udział w nocy z duchami. Swoją drogą niezła zabawa! W niedzielę w południe udałem się z Pedro
na dworzec autobusowy, skąd pojechaliśmy do Ziliny. Tam się pożegnaliśmy (nieco w biegu, bo mój pociąg miał właśnie
odjechać). Po kilku godzinach znalazłem się w Czeskim Cieszynie. Przedreptałem na naszą stronę i ruszyłem w kierunku PKP.
Niestety, najbliższy pociąg miałem dopiero nad ranem (był wieczór). Postanowiłem więc pojechać z przesiadką
przez mieścinę zwaną Zebrzydowicami. Tam miałem tylko 4 godziny postoju. W każdym razie w poniedziałek w południe
byłem w Poznaniu. Potem to już tylko kawałek do domciu.
Zapewne wielu z Was jest ciekawych jak jest na zagranicznych zlotach. Powiem szczerze, że równie sympatycznie
jak na Ornecie (z wiadomych względów pomijam imprezy multi, które są dla mnie jedynie namiastką zlotu)! Problemów
językowych właściwie nie ma. Ja mówiłem po polsku, Słowacy i Czesi swoimi ojczystymi językami. Owszem, były nieraz
problemy, bo jak wytłumaczyć obcokrajowcowi, że to co mamy pod maską to szybsze procedury zmiennoprzecinkowe?
Ale to oczywiście pojedyńczy przypadek. Poza tym dowcipy o blondynkach i babie u lekarza brzmią równie zabawnie
po słowacku. Powaga! Zresztą po dwóch dniach tak się przyzwyczaiłem, że nie zwróciłem uwagi na polską wycieczkę,
która głośno rozmawiała obok nas! Gdyby -XI- mi o tym nie powiedział, nie zróciłbym uwagi na polski język! Furorę,
w każdym razie w moich oczach, wywołała Śkoda -XI-, z małymi literkami SK oznaczającymi przynależność państwową samochodu,
obok których były naklejone litery PL i poniżej małymi literami RMF FM!!! Niektórzy zapewne pamiętają reklamowe naklejki
rozdawane w Ornecie. Z ciekawostek należy jeszcze wspomnieć o interfejsie, dzięki któremu można było odczytywać
przy pomocy zwykłego diskmana płyty CD-Rom na Atarce. Tak, tak, Atarka może korzystać z CD...
Cóż mogę jeszcze dodać dla tych, którzy zastanawiają się, czy pojechać w tym roku. Wejściówka w przeliczeniu
wynosiła 3zł...
Vasco
Artykuł pochodzi z magazynu Syzygy 3
Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy. Wpisy niecenzuralne,
nie na temat będą usuwane, a ich autorzy mogą być pozbawiani możliwości dodawania komentarzy.
Szczegółowy regulamin do wglądu w siedzibie redakcji. :)
|
|